Pliszka: relacja Szn-Kos
Tak sobie myślę, że kiedyś to było. Bard pisał piosenki o wypadach i wspaniałych przygodach. Sądzę, że jakby nadal byli bardowie, to by poświęcili choć jedną pieśń pochwalną takim wspaniałym połączeniom kolejowym jak Szczecin – Zielona Góra. Dzięki czemu można wysiąść po drodze w Kostrzynie i spróbować zrobić kolejną gravelową wariację na temat powrotu do domu. Tym razem padło na wał wzdłuż Warty i odbicie na północ przez Witnicę w kierunku rejonów Barlineckiego i Gorzowskiego Parku Krajobrazowego.
Na nie zawsze można liczyć. Nie dość, że po drodze spotka się jakiegoś wiejskiego kota. To teren zaczyna się lekko fałdować. Leśne długie odcinki dają schronienie przed lampą. Na wioskach można liczyć na sklepiki z ławką do konsumpcji wszelakiego asortymentu. Ruch lekko mniejszy, ale za to pojazdy wielkie. Kombajny, ciągniki i inne. Trochę inaczej niż w Niemczech, raczej zbytnio nie starają się ustąpić miejsca. Prawo większego. No trudno, choć nadal ładnie.
I co ciekawe, to taki ślad bez fajerwerków. Trochę inaczej, trochę bardziej po niczym specjalnym. A jednak jakoś się tak stało, że kilka już osób skoczyło powłóczyć się. I takie jazdy lubię najbardziej. Jedziesz to pierwszy raz i następny będzie już inny. Niby znowu Pliszką, znowu wzdłuż Warty, ale jednak bardziej na wschód. Jedyne co będzie podobne, że po dłuższym przejeździe wałem, znowu odbije się na północ, potem na zachód. Jakoś minie się Miedwie i wyląduje u Grześka w garażu. I tak sobie tu żyjemy, czasem z premiumami, czasem bez. Wszystko płynie..