Na rower do Brandenburgii
Przez jakieś 2 miesiące w kółko kręciłem pętle na Warniku. Można by narzekać, ale jak sobie tylko przypomnę „klasyk na Warpno” to raz dwa przepraszam się z fałdkami na południu. Na szczęście nastała ta piękna chwila, że można skoczyć do Niemiec. Niby Meklemburgia jeszcze zabroniona, ale zawsze można ułożyć jakiś ślad i skoczyć na rower do Brandenburgii. Która obfituje w niezłe ścieżki i trasy rowerowe. A, że od jakiegoś czasu jestem fanem Komoota (pozdro K.) to zacząłem dodawać segment do segmentu, pinezka do pinezki i ciach! Wyszło 200km. Kawałek po Odra-Nysa, przez lasy Chorin i nawet Berlin-Usedom zaliczony.Pogoda też dopisała, słoneczko, 27 stopni, lekki wiatr w plecy. A to mogło oznaczać tylko jedno, będzie usychanie i każdego centa wydam na zimne piwo! Pierwsze 0,0 za Schwedt, drugie bez alko w Konsumie. Później uzupełnienie bidonów na wiosce u jakiejś babci. A potem to nie odpuszczałem żadnego okienka z którego sprzedawano cokolwiek zimnego, nawet w mięsnym uraczyłem się zimną Colą. Na koniec zbiłem piątkę z Sobotą i siup o suchym pysku do domu. Oczywiście nie odpuszczając pierwszej napotkanej żabce w celu spożycia kolejnego 0,0.